ODCINEK: Obóz przejściowy w kościele św. Wojciecha Drukuj

ŚCIEŻKI PAMIĘCI
CYKL 10 FELIETONÓW HISTORYCZNYCH

ODCINEK: Obóz przejściowy w kościele św. Wojciecha

Wybierz wersję językową: polska | angielska | niemiecka

Autor projektu „Ścieżki pamięci": STOWARZYSZENIE EDUKACJA I NAUKA
Produkcja: Studio Filmowe EVEREST – Mirosław Dembiński

Reżyseria: Rafał Skalski
Główny komentarz: dr Szymon Niedziela

MIEJSCE NAGRANIA KOMENTARZA: Teren przed Kościołem z widokiem na fronton oraz wewnątrz świątyni (w lewej nawie znajduje się dużo elementów wystroju architektonicznego związanego z Powstaniem). Ponadto można by pokazać perspektywę ulicy Sokołowskiej, gdzie znajdowała się plebania parafii, w której stacjonowało specjalne niemieckie komando.

GŁÓWNE WĄTKI:
Początki obozu przejściowego; dramat ludności cywilnej; zbrodnie Sonderkommando Spilker.

UWAGA WSTĘPNA:
Kościół św. Wojciecha na Woli jest jedną ze świątyń będących symbolem męczeństwa ludności cywilnej w czasie Powstania Warszawskiego. Kościół ten stał się nieodłącznym elementem martyrologii całej dzielnicy w pierwszych dniach sierpnia 1944 r.

DODATKOWE MATERIAŁY FILMOWE:
Archiwalia związane z Wolą podczas Powstania Warszawskiego.


KOMENTARZ:
1. Początki obozu przejściowego
Już w pierwszych dniach Powstania Warszawskiego Niemcy utworzyli na terenie kościoła św. Wojciecha (właściwa nazwa: Kościół p.w. św. Stanisława, parafia św. Wojciecha; nazwa zwyczajowa: Kościół św. Wojciecha) obóz przejściowy dla ludności cywilnej północnozachodniej części Warszawy, głównie z Woli. Świątynia ta była punktem tymczasowego pobytu wypędzanych Warszawiaków, przed ostateczną wywózką do Pruszkowa. Warunki sanitarne panujące w Kościele w najmniejszym stopniu nie odpowiadały zapotrzebowaniu przybywających. Ogółem przez Kościół św. Wojciecha przeszło od 80 do 100 tys. mieszkańców miasta. Ponadto należy przypomnieć, że oprawcy z SS zamordowali około 500 Polaków podejrzanych o wspieranie Powstania.
W Kościele początkowo zainstalowali się saperzy z oddziałów Wehrmachtu, a następnie jednostki żandarmerii przybyłe z Poznania. Według ówczesnego proboszcza Wacława Murawskiego wynikało, że pierwszą grupę ludności cywilnej przyprowadzono do Kościoła już 2 sierpnia 1944 r. Kolejne grupy trafiły tam 3 i 4 sierpnia. Składały się zazwyczaj z kobiet i małych dzieci, gdyż od pierwszych dni Powstania, mężczyzn rozstrzeliwano.
Erich von dem Bach już 5 sierpnia wjeżdżając do miasta szosą Wolską, natknął się na cmentarzu prawosławnym przy cerkwi na masową egzekucję kobiet i dzieci, a później przez całą swoją drogę widział wiele masakr. Po dokonaniu inspekcji Von dem Bach zjawił się w omnibusie Renefahrta na rogu Wolskiej i Syreny. Dokonał oceny sytuacji mówiąc, że panuje wielkie zamieszanie. Przyczyną - jego zdaniem – było to, że wojsko nie było zajęte walką z Powstańcami, lecz przede wszystkim mordowaniem ludności cywilnej i grabieżą. Bach zakazał mordowania kobiet i dzieci, utrzymując w mocy rozkaz zabijania wszystkich mężczyzn oraz przede wszystkim ujętych Powstańców. Trzeba jednak przypomnieć, że von dem Bach wydał swój rozkaz zakazu mordowania kobiet i dzieci 5 sierpnia w godzinach wieczornych. A właśnie w ciągu kilku godzin popołudniowych zamordowano kilka tysięcy ludzi. Skutkiem pierwszych decyzji von dem Bacha było kierowanie ludności cywilnej najpierw do punktu zbornego, jakim był Kościół św. Wojciecha, a następnie do obozu przejściowego w Pruszkowie.
Od 5 sierpnia napływ ludności cywilnej do Kościoła św. Wojciecha nabrał charakteru masowego. W gmachu świątyni przebywało jednocześnie nawet 5 tys. ludzi. Początkowo do Kościoła św. Wojciecha trafiali przede wszystkim mieszkańcy warszawskiej Woli, a w późniejszym okresie również mieszkańcy innych dzielnic: Starego Miasta, Śródmieścia Północnego i Żoliborza. Zdarzały się również grupy uciekinierów z Mokotowa. Pobyt uciekinierów w Kościele trwał najczęściej od kilku do kilkunastu dni.

2. Dramat ludności cywilnej w Kościele św. Wojciecha
W Kościele św. Wojciecha Niemcy najpierw dokonywali wstępnej selekcji. Mężczyźni byli umieszczani w dolnym kościele, a kobiety i dzieci w górnym. Oznaczało to niezwykle dramatyczne dzielenie rodzin; odrywanie żon od mężów, synów od matek i dzielenie rodzeństwa. Warunki sanitarne były urągające. Większość ludzi, w tym ranni, ciężarne kobiety i obłożnie chorzy spali na kamiennych posadzkach i tylko nieliczni mogli się rozłożyć na ławach kościelnych. Strażnicy niemieccy nie pozwalali uchodźcom opuszczać gmachu Kościoła, dlatego wszyscy zmuszeni byli załatwiać swoje potrzeby fizjologiczne wewnątrz. Uwięzionych w Kościele Polaków traktowano z wielką brutalnością. Na porządku dziennym było bicie i ubliżanie.
Z wnętrza kościoła dochodził wielotysięczny gwar. Przykościelny teren zapełniał się coraz to nowymi grupami ludzi. Każda z nich przechodziła szczegółową rewizję. Praktycznie każdy żandarm niemiecki lub Ukrainiec wybierał kogo chciał i obdzierał ze wszystkiego. Po ostatniej rewizji na placu przykościelnym, kiedy to ograbiono wszystkich do reszty, grupę wprowadzano do środka. W nozdrza uderzał zaduch i fetor. Wielkie, jasne wnętrze świątyni wypełnione było mrowiem ludności. Ci, którzy przybyli wcześniej, zajmowali środkowe i boczne ławy, inni siedzieli oparci o potężne filary dźwigające neogotyckie sklepienia. Nawet masywne, drewniane konfesjonały miały swoich lokatorów. W obu bocznych nawach zgromadziły się kobiety z dziećmi, podobnie na chórze. Przy ołtarzu głównym poruszały się siostry Czerwonego Krzyża, opatrując rannych i udzielając prowizorycznej pomocy
w zaimprowizowanym lazarecie. Kościół był ogromnie zanieczyszczony. Odchodzący pod płot, w celu załatwienia potrzeb fizjologicznych, byli zapędzani z powrotem do wnętrza. Miejscem załatwiania się była przestrzeń pod chórem. Brakowało wody. Rozdzielany cukier jeszcze bardziej wzmagał pragnienie. Panowała niewyobrażalna ciasnota. Nie było mowy o przejściu czy wyjściu na zewnątrz. W Kościele rozgrywały się horrendalne sceny. Wielokrotnie niemieccy żołnierze wyciągali z tłumu młode kobiety. Po części z nich ślad zaginął, a te, którym udało się powrócić opowiadały, że padły ofiarą gwałtu.

3. Zbrodnie specjalnej jednostki niemieckiej Sonderkommando Spilker
W ramach Grupy Bojowej gen. Heinza Reinefahrta działała też specjalna jednostka niemieckiej policji bezpieczeństwa. Na czele tego oddziału stał Alfred Spilker, stąd nazwa Sonderkommando Spilker. Oprawcy z tej formacji zajmowali się likwidacją jeńców wojennych i niepożądanych osób cywilnych. W sierpniu i we wrześniu 1944 r. Sonderkommando Spilker zamordowało, co najmniej 5000 mieszkańców Warszawy.
Formacja Spilker rozpoczęła swoją działalność na Woli 8 sierpnia 1944 r. Dowództwo jednostki ulokowało się w budynku plebanii przy Kościele św. Wojciecha, przy ulicy Sokołowskiej 5. Alfred Spilker dał się wcześniej poznać jako jeden z najbardziej doświadczonych i wpływowych funkcjonariuszy nazistowskich służb bezpieczeństwa na terenie Generalnego Gubernatorstwa. Dotychczas zajmował się rozpracowywaniem kierowniczych ośrodków polskiego ruchu oporu. Jednostka Spilkera pełniła funkcję komórki wywiadowczo-informacyjnej Grupy Bojowej Reinefarth. Informacje wywiadowcze ludzie Spilkera uzyskiwali przede wszystkim przesłuchując wziętych do niewoli powstańców, a także osoby cywilne schwytane na terenie Warszawy. Powstańców torturowano w najbardziej okrutny sposób. Ci, którzy przeżyli przesłuchanie, byli rozstrzeliwani na plebanii Kościoła oraz na pobliskim cmentarzu. Miejscem, w którym renegaci Spilkera dokonywali masowych egzekucji cywilów były przede wszystkim okolice zakładów garbarskich Pfeiffera przy ulicy Okopowej 59. W okolicach garbarni mordowano ponad 200 Polaków dziennie. Stąd liczba ogólna ofiar Sonderkommando Spilker jest oceniana na ponad 5000.